Nagroda Conrada przypadła autorce książki Psy ras drobnych – migawkowego zapisu doświadczenia pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Wczorajsza gala w Centrum Kongresowym ICE zakończyła tegoroczną edycję Festiwalu Conrada.
– Jestem przekonana, że każdemu choć raz w życiu zdarzyło się coś napisać, tak samo jak każdemu zdarzyło się coś narysować. Są jednak ludzie, którym to pisanie sprawia większą przyjemność niż innym, jest dla nich czymś naturalnym. Ja jestem jedną z takich osób – mówiła Olga Hund podczas spotkania z czytelnikami.
Ta przyjemność pisania zaowocowała debiutem literackim, którego tematyki w żaden sposób przyjemną nazwać nie można. Psy ras drobnych to złożona z fragmentarycznych relacji opowieść o pobycie w szpitalu psychiatrycznym. 28-letnia bohaterka trafia do niego z powodu „pogarszającego się stanu psychicznego i nadużywania leków”, myśli samobójczych, apatii i problemów z koncentracją. Pobyt w placówce nie uzdrawia, najwyżej na moment przywraca równowagę. Ale na zewnątrz już czekają: niespłacone chwilówki, przemocowe związki, kiepska praca… – Napisałam tę książkę, bo chciałam oddać głos kobietom, które dotychczas były niezauważalne – mówiła wczoraj autorka. – Porównuję je do psów ras drobnych, bo tak samo jak one szczekają, domagając się uwagi, a mimo to traktowane są jak istoty bez znaczenia.
Oprócz Olgi Hund w tym roku do Nagrody Conrada nominowali byli: Katarzyna Pochmara-Balcer (Lekcje kwitnienia), Joanna Szyndler (Kuba-Miami. Wycieczki i powroty), Katarzyna Wiśniewska (Tłuczki) i Łukasz Zawada (Fragmenty dziennika SI). Laureatka otrzymała statuetkę, 30 tys. złotych oraz możliwość odbycia pobytu rezydencjonalnego w Krakowie.
Kto jest na zdjęciu?
Festiwal Conrada to impreza nie tylko dla tych, którzy czytają, ale i tych, którzy piszą lub planują rozpocząć swoją literacką przygodę. I to właśnie im dedykowane były wykłady mistrzowskie, które podczas gali wygłosili Mariusz Szczygieł i Chimamanda Ngozi Adichie. Mariusz Szczygieł z właściwym sobie humorem zaprezentował siedem wskazówek, dotyczących pisania i inspiracji („Pytać, kto jest na zdjęciu na półce nad telewizorem”, „Nie mówić tylko »dzień dobry« i »do widzenia«”, „Zaglądać do przypadkowych książek”, to tylko kilka z nich). Chimamanda Ngozi Adichie kontynuowała zaś wątki, które poruszyła już podczas sobotniego spotkania z czytelnikami, mówiąc o tym, czym dla niej jest tworzenie literatury. – Pamiętam siebie jako dziecko, oglądające świat przez szybę samochodu. To, co widziałam na ulicach, to były nie obrazy, a historie – wspominała. – Zawsze miałam w sobie potrzebę obserwacji i opowiadania, dla mnie tworzenie to magia i rzemiosło, to dar i udręka.
Literacka szczepionka
Galę w Centrum Kongresowym ICE Kraków poprzedziły trwające przez cały dzień spotkania w Pałacu Czeczotka. Jak zauważył prowadzący jedną z rozmów Piotr Śliwiński, organizatorzy – po całym tygodniu żeglowania po literackich morzach – starali się w ostatnim dniu wyciszyć emocje. Niedzielne dyskusje krążyły więc wokół tematów straty, tęsknoty i odzyskiwania tego, co zapomniane. O intymności w literaturze rozmawiali Marek Bieńczyk i Wojciech Nowicki. – Z jednej strony ujawnianie intymnych szczegółów z własnego życia stało się dziś imperatywem. Z drugiej intymność, pojmowana jako wrażliwość, jest cechą, którą raczej nie wypada się chwalić – mówił Bieńczyk. – Może więc nasza, literacka intymność, jest szczepionką wobec bezpruderyjnej współczesności?
Intymną można nazwać też książkę Moniki Sznajderman Pusty las, przypomnienie losów ludzi – osoba po osobie, imię po imieniu, nazwisko po nazwisku – którzy kiedyś zamieszkiwali Wołowiec w Beskidzie Niskim. – Kiedy zaczynałam mieszkać w tej krainie, nie wiedziałam czym jest ten Beskid Niski, ale podskórnie czułam, że to nie jest tylko taka ładna, niezamieszkana okolica. Czułam, że w tej pustce było kiedyś życie, że panującej tu dziś ciszy nie da się po prostu zagadać i zakłamać – mówiła. – Nie mogłam zrobić więcej niż przywrócić dawnym mieszkańcom ich imiona i nazwiska. Tylko tyle i aż tyle, bo przecież imię i nazwisko to coś fundamentalnego, wokół czego można zbudować opowieść, odtworzyć historię.
Ostatnim filmowym akcentem festiwalu był zaś przedpremierowy pokaz Domu Literatów (reż. Marek Gajczak), czyli opowieści o dziejach intelektualnej formacji związanej z kamienicą przy ul. Krupniczej 22.
Literatura jak conradowska latarnia
Niedziela była ostatnim dniem Festiwalu Conrada. Tegoroczna edycja, ujęta w liczby, wyglądałaby mniej więcej tak: 7 dni, ok. 200 autorów z kraju i zagranicy (a wśród nich noblistka Olga Tokarczuk) i kilkadziesiąt tysięcy uczestników. Gdyby zaś chcieć zamknąć imprezę w fotograficznym kadrze, festiwalową atmosferę najlepiej oddawałby widok wypełnionego publicznością Pałacu Czeczotka. Tą publicznością, która przez cały tydzień rozmawiała z pisarzami nie tylko o rzeczywistościach (czyli motywie przewodnim tej edycji), ale również o białych plamach w historii, dziedzictwie Franza Kafki, intymności czy życiu w świecie bez pisma. – To wspaniałe, że np. w sobotni wieczór, gdy miasto kusi niezliczoną ilością rozrywek, ludzie wybierają książki – mówi Robert Piaskowski, pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury. – Mam nadzieję, że również po zakończeniu festiwalu literatura, tak jak conradowska latarnia, będzie wskazywać nam drogę.
Przeczytaj relacje z poszczególnych dni tegorocznej edycji Festiwalu Conrada.