fbpx

Co łączy Kraków z Edynburgiem, jakie atrakcje czekały na najmłodszych w niedzielne popołudnie podczas festiwalu, świetne i niecodzienne okładki oraz zmieniający się krajobraz Szwecji – oto pejzaż ostatniego dnia 6. edycji Festiwalu Conrada.

Dlaczego Edynburg? Nie tylko dlatego, że to miasto Harry’ego Pottera, doktora Jekylla i Waverleya. Edynburg to także miejsce, gdzie swoje powieści osadził James Robertson. Miasto fascynuje pisarzy od dawna, bo to dobra przestrzeń do wielu twórczych działań. Podobnie jak i Kraków.

Od roku Kraków łączy z Edynburgiem szczególna więź – oba miasta są w prestiżowym gronie Miast Literatury UNESCO. To ogromny zaszczyt, ale także i wyzwanie. Między innymi o tym właśnie dyskutowano na specjalnych spotkaniach.

Wcześniej na literackich imprezach pojawiły się dzieciaki. Najmłodsi mieli okazję wykazać się kreatywnością tuż po seansie Dziwnych przygód Koziołka Matołka, a potem – razem z Markiem Bieńczykiem – poznawali pewnego królika.

***

Przemysław Dębowski od lat należy do czołówki najlepszych projektantów książek. O swojej pracy, sukcesach, obserwacjach i tendencjach na rynku opowiadał podczas popołudniowego spotkania w księgarni De Revolutionibus.

Wczoraj również Instytut Francuski w Polsce – na specjalnej konferencji prasowej – ogłosił, że po raz siedemnasty jury składające się ze studentów reprezentujących dwanaście uniwersytetów z całej Polski wybrało laureata nagrody Lista Goncourtów: polski wybór 2014. Tegorocznym zwycięzcą został David Foenkinos i jego powieść Charlotte.

***

Wieczorem w Pałacu Pod Baranami z czytelnikami spotkał się Dariusz Czaja. Właśnie pojawiła się jego najnowsza książka Kwintesencje. Pasaże barokowe. Wokół tego zbioru zbudował rozmowę Ryszard Koziołek. Czaja zdążył podzielić się jednak kilkoma uwagami na temat eseju (to wciąż nie jest dobrze widziany gatunek na uniwersytetach), zwrócił też uwagę na specyficzną obecność „ja” w swoich tekstach.

W humanistyce 2 plus 2 nie musi się równać zawsze 4 – mówił Czaja. Czasem to może być 4,5; czasem nawet 5. Kiedy mówię 'ja’, nie znaczy, że poświęcam tekst na ołtarzu rozlewności czy impresyjności. Z pewnością ważny jest pewien rodzaj uczciwości i próba obiektywizacji swoich sądów.

Koziołek, przybliżając książkę Czai, zwrócił uwagę na to, że wyrasta ona z miłości do muzyki dawnej i barokowej, a także z fascynacji wykonawstwem historycznie poinformowanym. Chciałem podzielić się tym, co mi się przytrafiło podczas słuchania – mówił autor Kwintesencji. Szukałem rozmówcy, którego mógłbym wziąć za rękę i zaprowadzić w swoim kierunku.

Czaja dopytywany o to, czy muzyka to dla niego przeżyciem metafizycznym czy raczej fizjologicznym, odpowiadał: Tu muszę wyznać, że jestem bardziej zwierzęciem. Jeśli na grzbiecie czuję ciarki, to znaczy, że coś jest dobre. Czyli jednak decyduje kryterium fizjologiczne.

***

Festiwal zamknęło spotkanie z Maciejem Zarembą-Bielawskim, który mówił o zmieniającym się krajobrazie Szwecji. Zmieniającym się, dodajmy, na niekorzyść. Od pewnego czasu nasilającym się zjawiskiem jest bowiem wycinka lasów.

To dziwne, bo Szwecja przoduje w dbaniu o czystość wody, wszyscy dbają też o utylizację śmieci, ale nie ma właściwie ochrony środowiska jako kultury – zauważali goście spotkania z Zarembą Bielawskim.

Reportażysta przyznał, że od pewnego czasu właściciele lasów buntują się przeciwko wycinaniu drzew, chociaż ich sprzeciw ma ograniczony zasięg. Co jakiś czas do jednego z licznych właścicieli dzwoni bowiem ktoś, by wykupić za miliony określony obszar. W rezultacie nowy właściciel karczuje las, który staje się fabryką dla drewna – mówił dziennikarz.

Zaremba-Bielawski wraz z gośćmi i uczestnikami ostatniego spotkania festiwalowego zwrócili uwagę na potrzebę ekologicznego myślenia. To oczywiście wcale nie jest takie proste. Potrzeba porozumienia cywilizacyjnego stanowiła jednak – w  świetle przewodniego hasła tegorocznej imprezy, Wspólne światy – trafną puentę 6. Festiwalu Conrada.

Festiwal Conrada to wspólne przedsięwzięcie Miasta Kraków, Krakowskiego Biura Festiwalowego i Fundacji Tygodnika Powszechnego.

Nazwisko tegorocznego laureata Nagrody zostało ogłoszone 25 października 2014 podczas uroczystej gali, która odbyła się w Centrum Kongresowym ICE Kraków. Tegoroczną laureatką Nagrody została Julia Hartwig za tom Zapisane (Wydawnictwo a5).

Autorka nagrodzonej książki otrzymała statuetkę oraz 200 tysięcy złotych. Uroczystość wręczenia Nagrody zaszczycił swoją obecnością Prezydent Rzeczypospolitej Bronisław Komorowski wraz z Małżonką oraz minister Małgorzata Omilanowska. Galę prowadziła Agata Buzek, a uroczystość zakończył koncert Włodka Pawlika, który zagrał solowe improwizacje na fortepianie, pochodzące z jego najnowszej płyty.

– Mimo oszczędności słowa, prostoty, unikania patosu, mimo powściągliwości i dążenia do kondensacji, poezja Julii Hartwig nie jest łatwa. Obraca się, jak to ujęła sama poetka, w rejonach nieuniknionej powagi, choć od tej powagi dyskursu sami poeci dziś stronią. Odwołuje się zarazem do kategorii ostatecznej: do pojęcia ładu – powiedział w swojej laudacji przewodniczący kapituły nagrody, prezes Polskiego PEN Clubu Adam Pomorski.

 

Fot. Tomasz Wiech

W 1945 roku pokonany został faszyzm. Ale żyjemy w świecie oczyszczonym etnicznie. I to jest coś strasznego – powiedział Miljenko Jergović wieczorem na spotkaniu w Międzynarodowym Centrum Kultury. Wcześniej o swojej Kubie i o swojej Rumunii mówiły Klementyna Suchanow i Małgorzata Rejmer. Ale prawdziwymi gwiazdami sobotnich wydarzeń 6. Festiwalu Conrada były dzieci.

W Kinie Pod Baranami – tuż obok sal, gdzie odbywa się większość festiwalowych dyskusji – można było zobaczyć przed południem Króla Maciusia I. Tuż po seansie najmłodsi uczestniczyli w zajęciach plastycznych.

W południe w Pawilonie Wyspiańskiego dzieci z rodzicami rozrysowywały Mapę opowieści: Joseph Conrad. Wreszcie wczesnym popołudniem w Galerii Fundacji Sztuki Nowej ZNACZY SIĘ dzieciaki brały udział w warsztatach pod wiele mówiącym tytułem Wyobraź sobie…. Bo przecież – udowadniali organizatorzy – zabawa może być dobrym wstępem do fascynacji literaturą.
Pasja jest zresztą bardzo ważna. O tym, co motywuje autorów, mówili goście spotkania Własne światy.

Małgorzata Rejmer, autorka prozy Bukareszt. Kurz i krew, zdradziła, jak wyglądała jej droga do stolicy Rumunii. Po prostu zostawiłam swoje wygodne i poukładane życie i udałam się tam z wielką czerwoną walizką pełną notatek – mówiła Rejmer. Pisarka przyznała też, że często porównywała Bukareszt do Warszawy i do Polski. Rumuńska stolica stała się dla niej w ten sposób wyzwaniem. W Bukareszcie rozpada się imperium, ale miasto jest wciąż imponujące – przyznała.
Klementyna Suchanow, tłumaczka, autorka Królowej Karaibów, opowiadała o fascynacji Kubą. Kreśliła także możliwe scenariusze, co może stać się w Ameryce Łacińskiej po zmianie władzy i systemu. Jeśli nadejdzie taki moment, że Kuba się w jakiś sposób otworzy, to może stać się kolejną wysepką dla bogatych turystów przyjeżdżających po seks i narkotyki. W ten sposób dojdziemy do punktu wyjścia – snuła swoje wizje Suchanow.

Podczas sobotnich spotkań festiwalowych odbyła się również rozmowa z Wojciechem Nowickim, spotkanie z francuskim pisarzem, poetą i eseistą Jacquesem Jouetem, a także dyskusja Gombrowicz, 'Kronos’ i teatr z udziałem Krzysztofa Garbaczewskiego, Grzegorza Jankowicza i Janusza Margańskiego. Wśród festiwalowych premier pojawiła się bowiem nowa książka Grzegorza Jankowicza Gombrowicz – Loading. Esej o formie życia.
precise specs are known as the points with regards to high quality factoryfk. imitation richard mille rm 035 are timeless accessory.

W księgarni De Revolutionibus miała miejsce natomiast dyskusja o kondycji małych wydawnictw. Brały w niej udział Krystyna Bratkowska z Niszy oraz Zuzanna Łazarewicz z Dodo Editor. Mimo. że opowieści o małych oficynach nie są pasmem wielkich sukcesów to przypominają, że to właśnie pasja jest jedną z najważniejszych motywacji w literaturze.

Sobotnie spotkania festiwalowe zamknęła poruszająca rozmowa z Miljenko Jergoviciem, jednym z najwybitniejszych pisarzy i publicystów chorwackich. Prowadzący – Miłosz Waligórski i Magdalena Petryńska – zaczęli od polskich akcentów. Jergović wspomniał między innymi Ernesta Otto Wilimowskiego – bohatera krótkiej powieści, postać historyczną. Wilimowski był genialnym napastnikiem, który reprezentował Polskę oraz III Rzeszę. W okresie okupacji stał się zdrajcą. Jego matka za romans z rosyjskim Żydem została przewieziona do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Dzięki wstawiennictwu Wilimowskiego kobieta została jednak stamtąd zwolniona – opowiadał pisarz.

Jergović, odnosząc się do hasła przewodniego festiwalu – wspólnych światów, szukał pomostów między Bałkanami a Polską. Odnajdywał je między innymi w micie o Galicji. To opowieść o narodzinach wielokulturowości i współzależności, ale równocześnie także historia narodzin największych nienawiści wewnątrz tej wspólnoty – mówił pisarz. Po roku 1945 pokonaliśmy faszyzm, ale żyjemy też w świecie etnicznie oczyszczonym. I to jest coś strasznego, bo dużo lepszym jest świat wielokulturowy, nawet jeśli istnieje w nim nienawiść.
Pytany o autobiograficzną opowieść o swoim ojcu Jergovic powiedział, że kiedy pisze się o przodkach, czyli szkieletach wyciągniętych z szafy, to należy pisać o własnych rodzicach. Dlatego autor zdecydował się opowiedzieć o relacjach, jakie łączyły jego ojca z innymi członkami rodziny. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co zrobili nasi rodzice. Ja jestem odpowiedzialny za obozy. Każdy Niemiec jest odpowiedzialny za Holokaust. Każdy Polak jest też odpowiedzialny za to, co uczynili jego rodzice Żydom, Ukraińcom czy Niemcom – mówił Jergović.

W ostatnim dniu festiwalowym czekają nas między innymi popołudnie w Edynburgu, a także spotkania z Agnieszką Taborską, Dariuszem Czają oraz Maciejem Zarembą Bielawskim.

Kiedy piszesz, jesteś bogiem. Możesz wszystko – mówił Jaume Cabré kataloński pisarz na wczorajszym spotkaniu w ICE Kraków Congress Centre. Wcześniej w Pałacu Pod Baranami Jacques Rancière objaśniał meandry polityczności, a Ryszard Koziołek, Aleksander Nawarecki i Szczepan Twardoch dyskutowali o Śląsku. Czyli o (swojej) ojczyźnie.

Jaume Cabré cieszy się w Polsce ogromną popularnością, choć wydano tu zaledwie jego dwie powieści – Wyznaję i Głosy Pamano. Obie ukazały się nakładem warszawskiej oficyny Marginesy i obie przełożyła Anna Sawicka. Cabré oczarował czytelników obrazowaniem oraz stylem. I w zasadzie wokół tych tematów krążyła wczorajsza rozmowa, którą z katalońskim pisarzem przeprowadzili Michał Nogaś i Urszula Kropiwiec.

Będąc młodym chłopakiem, czytałem książki i bardzo irytowało mnie, gdy historia, do której się przywiązywałem, nagle się kończyła. Zamiast postawić kropkę, dopisywałem ciąg dalszy – śmiał się pisarz, opowiadając o twórczych początkach. Wkrótce zacząłem zastanawiać się, czy może samemu nie spróbować stworzyć autonomicznego dzieła. I tak się zaczęło.

Cabré w swoim pisarskim CV ma różne formy – powieści, opowiadania, a nawet scenariusze telewizyjne. To była praca pod ogromną presją czasu. Musisz się liczyć z różnymi okolicznościami, a efekt końcowy nie zależy od ciebie – wspominał współpracę z telewizją autor WyznajęW przypadku książki masz tylko słowo i to jest w literaturze coś niesamowitego.

Pisarz podzielił się także z publicznością metodą pracy nad bohaterami swoich książek . Okazuje się, że postaci u Cabré często wymykają się spod kontroli i autor musi dokonywać szeregu zabiegów, by nawiązać z nimi kontakt.

Jednym z najważniejszych zadań w pisaniu dla Cabré jest poszukiwanie nowych dróg wyrazu. Jego książki stają się często wyzwaniem nie tylko dla czytelników, ale przede wszystkim dla tłumaczy. W kolejnych historiach używam nowych technik pisarskich – mówił. Poza tym nie chcę opowiadać – chcę przeżywać.

Pytany o kondycję pisarza katalońskiego, Jaume Cabré odpowiedział, że przez wiele lat – gdy dorastał – zakazane było mówienie po katalońsku. Ale pisarz używał go w domu. To język mojej mamy, mówię w nim od serca i w nim oddycham – wyznawał. W tym sensie to nie ja wybrałem język, ale to język wybrał mnie.

***

Wybitny filozof francuski, Jacques Rancière, popołudniem odpowiadał na pytania Jerzego Franczaka. Punktem wyjścia była polityczność. A raczej polityczność ujmowana w różnych kontekstach. Należy ją bowiem wciąż na nowo poddawać refleksji – stwierdzał filozof.

Rancière dzielił się spostrzeżeniami na temat sytuacji społecznej czy kulturowej. Wiele miejsca poświęcił równości, którą uznaje za pewnik. Założenie o równości jako wartości podstawowej jest kluczowe. Nierówność bowiem zakłada reprodukowanie opozycji mistrza i uczniów, przy czym uczniowie będą w tym wypadku tymi, którzy nigdy nie dosięgną do poziomu mistrza.

W ciekawy sposób – przy okazji omawiania polityczności w sztuce i literaturze – filozof nawiązał do Conrada, wskazując na rozdźwięk pomiędzy demokratyczną postawą obywatela a demokratyczną perspektywą pisarza. Conrad – jak referował Jacques Rancière – postulował solidarność pisarza z bohaterami, którzy posiadają swoje iluzje, mrzonki i społeczne złudzenia. Tymczasem jako obywatel Conrad był zdystansowany wobec demokracji – mówił.

O sytuacji ojczyzny, a właściwie specyficznej małej ojczyzny, dyskutowali wczoraj też Szczepan Twardoch, Ryszard Koziołek i Aleksander Nawarecki. Debatę prowadził Michał Olszewski, który w poprzedzającym spotkanie eseju opublikowanym na łamach Tygodnika Powszechnego napisał: Twardoch, w przeciwieństwie do większości swoich pisarskich rówieśników, również z niedalekich okolic, nie ma w sobie nic z nomady. Jego prywatna mapa wygląda na wyrysowaną bardzo zdecydowanie, i choć nie brak w niej miejsc odległych, punktem 0,0 pozostaje niewielki fragment, wytyczony toponimią, która dla większości z nas mówi niewiele. Las Łabędzki, Gierałtowice, Beksza, Wilcza, Golejów, Ostropa – miejsca te tworzą figurę, w której mieści się nie tylko dotychczasowe życie autora, ale też ponad trzysta lat historii jego rodziny.

Na 6. Festiwalu Conrada w piątek odbyła się kolejna Lekcja czytania, rozmowa z Kateřiną Tučkovą oraz odsłona pasma filmowego z Franzem Kafką (pokazany został Zamek, którego reżyserem jest Michael Haneke).

Dzisiaj na Festiwalu czeka nas między innymi rozmowa z Małgorzatą Rejmer i Klementyną Suchanow, dyskusja z Wojciechem Nowickim, a także – w Międzynarodowym Centrum Kultury – spotkanie z Miljenko Jergoviciem.

Piszę o historii Rosji, by ją zrozumieć – powiedział Boris Akunin podczas spotkania w Centrum Kongresowym ICE Kraków. Wcześniej o relacjach ze swoim synem mówił Etgar Keret, a Mircea Cărtărescu wyjaśniał swoje związki z Kafką. Tak upłynął kolejny dzień 6. Festiwalu Conrada.

Boris Akunin to gwiazda literatury światowej. Jak policzył Wacław Radziwinowicz, prowadzący wieczór z rosyjskim pisarzem, w ciągu 16 lat Akunin napisał 54 książki. Są wśród nich różne opowieści i gatunki, chociaż czytelnicy przede wszystkim polubili cykl o Eraście Fandorinie. Do tej pory ukazało się czternaście tomów – będą jeszcze dwa. Jestem dzieckiem gospodarki planowej – śmiał się pisarz. Zatem będzie w sumie szesnaście Fandorinów, tak jak obiecałem. Jestem zresztą w Krakowie po to, by coś tutaj sprawdzić… – powiedział Akunin, ale nie chciał zdradzić, o co konkretnie chodziło.

Autor Azazela przyznał, że tzw. twórcze męki akurat jego nie dotyczą. Kiedy miałem 40 lat, po prostu powiedziałem 'dość’ – mówił. Uznałem, że trzeba wybrać swoje hobby i uczynić z tego pracę. Akunin potwierdził też, że w przyszłości chce się skupić na pewnym historycznym projekcie. Chodzi mianowicie o stworzenie 8-tomowego cyklu opowiadającego o historii Rosji. Każdej księdze ma towarzyszyć opowieść beletrystyczna.

Na spotkaniu z Akuninem nie mogło zabraknąć pytań o politykę i sytuację w Rosji. Wszyscy obecnie sprawiają wrażenie pijanych – mówił pisarz, odnosząc się do poparcia, jakim cieszy się w kraju Władimir Putin. Pamiętajmy, że 80 procent społeczeństwa czerpie wiedzę z telewizji, czyli propagandowej tuby. To wszystko jednak długo nie potrwa. Zdaniem Akunina Rosja zdaje obecnie egzamin dojrzałości, by wkrótce na dobre pożegnać się z drugim tysiącleciem i wejść w kolejne. Tylko jak to się stanie? Bardzo chciałbym, żeby odbyło się bez wstrząsów społecznych, choć to akurat trudno sobie teraz wyobrazić – stwierdził pisarz.

Etgar Keret, bohater innego spotkania festiwalowego, również nie stronił od polityki. Nie zabrakło – jak to u Kereta – błyskotliwych metafor. W pewnym momencie porównał on nawet stan niekończącego się konfliktu palestyńsko-izraelskiego do sytuacji zwierzęcia, które korzysta ze sprawdzonego wodopoju, bo nie chce eksperymentować z nowym i nieznanym. Żony powracające do swoich toksycznych mężów zachowują się bardzo podobnie – wyjaśniał Keret, tłumacząc w ten sposób mechanizm wciąż trwającej wojny. Wracamy do tego, co doskonale znane, bo się boimy nowego. Ta wojna w tym przypadku funkcjonuje bardzo podobnie.

Izraelski pisarz polskiego pochodzenia wyznał również, że w Polsce czuje się lepiej niż w jakimkolwiek innym miejscu. Tożsamość francuska czy amerykańska to prosta sprawa: jesz croissanta albo hamburgera i wygłaszasz rasistowskie komentarze. I już wiadomo, kim jesteś. A tymczasem Polacy, podobnie jak i Żydzi, wiecznie zadają sobie pytania o swoją tożsamość. Pisarz przyznał jednocześnie, że bardzo odpowiada mu perspektywa outsidera. W Izraelu mam kłopot, bo gdy jestem w domu, blisko, to rozwiązywanie problemów jest trudniejsze.

Interesująco Keret mówił o swojej relacji z synem, porównując ją do pisania. Kiedy jednak piszę, nie muszę się przejmować, czy przez moje działanie ktoś zachoruje na raka czy powiększy się dziura ozonowa. Wszystko dotyczy przecież fikcyjnych światów – mówił. Kiedy natomiast jestem ojcem, rzeczy dzieją się naprawdę. Pamiętam sytuację, gdy nakrzyczałem na mojego syna. Zaraz potem, jakby zdając sobie sprawę z tego, co się stało, zacząłem płakać i przytuliłem go. Mój syn powiedział wtedy: 'Ależ tato! Daj spokój! Nic się nie stało!’. To był dla mnie trudny moment, dlatego gdybym miał do wyboru – być lepszym pisarzem albo lepszym ojcem – wybrałbym to drugie.

O naturze pisania mówił takżeMircea Cărtărescu, rumuński prozaik i poeta, wymieniany wśród kandydatów do literackiej Nagrody Nobla. Nad Wisłą ukazały się jego dwie powieści: Dlaczego kochamy kobiety i Travesti. Nie spodziewałem się, że jestem tak popularny w Polsce – cieszył się pisarz, witając licznie zgromadzoną publiczność w Pałacu Pod Baranami.

Każdy autor musi odpowiedzieć sobie na pytanie, kim jest – deklarował pisarz. Ja poszukuję mojej własnej prawdy. Cărtărescu podkreślił, że pisanie nie jest dla niego celem lecz narzędziem. Tak jak miało to miejsce w przypadku pisarstwa Kafki. Za pośrednictwem literatury chcę sięgnąć do wewnętrznego świata.

Mechanizmom funkcjonowania literatury w świecie zewnętrznym poświęcone było spotkanie z Moniką Sznajderman, szefową wydawnictwa Czarne. Rozmowa – pierwsza w cyklu Książka: jak to się robi – krążyła wokół problemów niszowego wydawnictwa, któremu udało się jednak przetrwać na trudnym rynku książki i opublikować wiele ważnych tytułów.

Wczoraj odbyła się ponadto kolejna lekcja czytania. Uczniowie pod okiem Jerzego Jarniewicza pochylali się nad Wysokimi oknami Philipa Larkina. Wczesnym popołudniem natomiast Lawon Barszczeuski, białoruski pisarz, przebywający w Krakowie na stypendium ICORN, rozmawiał z Małgorzatą Nocuń. Festiwalowy czwartek zamknęła dyskusja Victora Horvatha i Krzysztofa Vargi, będąca rodzajem twórczego pojedynku pomiędzy Węgrami a Polską.

Piątek na 6. Festiwalu Conrada to między innymi spotkanie z Michałem Olszewskim i Kateřiną Tučkovą, dyskusja o Śląsku z udziałem Ryszarda Koziołka, Aleksandra Nawareckiego i Szczepana Twardocha, spotkanie z Jacques’em Rancière’em, a przede wszystkim wieczór z Jaume Cabré.

Festiwal Conrada to wspólne przedsięwzięcie Miasta Kraków, Krakowskiego Biura Festiwalowego i Fundacji Tygodnika Powszechnego.

Pełen program Festiwalu można znaleźć TUTAJ

 

W najbliższą sobotę (25 października) podczas uroczystej gali poznamy Laureata II edycji Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Kapituła pod przewodnictwem Adama Pomorskiego spośród 169 książek wybrała 5 nominowanych: Echa Wojciecha Bonowicza, Języki obce Jacka Dehnela, W innych okolicznościach Mariusza Grzebalskiego, Zapisane Julii Hartwig oraz Pulsary Michała Sobola. Gala odbędzie się w ICE Kraków Congress Centre.

W ubiegłym roku Nagroda trafiła do dwojga młodych poetów: Krystyna Dąbrowska i Łukasz Jarosz. Dąbrowską uhonorowano za tom Białe krzesła (wydany przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu), a Jarosza za tom Pełna krew (Wydawnictwo Znak). Laureaci to młodzi poeci, urodzeni w latach 70. Droga obojga do poezji była też dość kręta. Dąbrowska jest artystką, studiowała grafikę na warszawskiej ASP. Porównuje się do malarza: który szkicuje sobie twarze i widoki, tylko zamiast kreski i plamy używam słów. Jarosz pracuje jako nauczyciel w Olkuszu, gra w kilku zespołach rockowych na perkusji. Sam mówi o osobie, że jest lepszym muzykiem niż poetą. Dąbrowska debiutowała w 2006 roku tomem Biuro podróży, jej kolejny tom czekał dwa lata na wydanie. Jarosz pisze dużo i publikuje regularnie – Pełna krew to jego szósty tom wierszy.

Nagroda im. Wisławy Szymborskiej została powołana na mocy testamentu Noblistki, jej celem jest promocja poezji, nagradzanie najlepszych twórców i przyciąganie uwagi czytelników, którzy zapomnieli o nieoczywistym sposobie komunikowania, jakim jest język poetycki. Laureat otrzymuje statuetkę oraz 200 tysięcy złotych.

Celem nagrody jest popularyzowanie coraz rzadziej spotykanej dziedziny literatury – poezji. Organizatorzy pragną nie tylko przyciągnąć uwagę czytelników, ale też wydawców, zachęcić ich do publikowania utworów polskich autorów oraz tłumaczeń poezji obcej, która dość słabo obecna jest na polskim rynku księgarskim. Sprzeciwiając się pośpiechowi, powierzchownemu uczestnictwu w kulturze, dominacji słabej literatury masowej, pragniemy dowartościować poezję jako rodzaj sztuki trudnej, lecz ważnej. Nagradzamy twórców, którzy potrafią zachować niezależność, kreują swój własny, niezależny od kontekstu polityczno-społecznego świat, operują mistrzowską dykcją.

 

Fot. Tomasz Wiech

Pod koniec października ukaże się nakładem wydawnictwa Rebis nowe tłumaczenie Don Kichota, autorstwa Wojciecha Charchalisa. Z tej okazji serdecznie zapraszamy do udziału w dyskusji z udziałem tłumacza oraz Emilio Pascuala –poety, wydawcy, znanego specjalisty od twórczości Cervantesa, która odbędzie się w piątek, 24 października o godz. 18.00 w sali konferencyjnej Instytutu Cervantesa przy ul. Kanoniczej 12. Moderatorami spotkania będą Nina Pluta i Piotr Fornelski.

W sobotę, 25 października, o godz. 11.00, zapraszamy na Targi Książki do Międzynarodowego Centrum Targowo-Kongresowego przy ul. Galicyjskiej 9, gdzie w sali Budapeszt odbędzie się prezentacja „Przemyślnego szlachcica Don Kichota z Manczy”z udziałem Wojciecha Charchalisa i Emilio Pascuala. Po spotkaniach zapraszamy na lampkę hiszpańskiego wina.

Niniejszym oddajemy do rąk czytelnika długo oczekiwane pierwsze polskie wydanie krytyczne Don Kichota, w nowym, doskonałym przekładzie Wojciecha Charchalisa. Miguel de Cervantes Saavedra swoim Don Kichotem położył podwaliny pod nowoczesną powieść. Przygody oszalałego od czytania książek szlachcica i jego giermka od z górą czterystu lat bawią i wzruszają kolejne pokolenia czytelników. Dzięki nowemu polskiemu przekładowi dzieło zostało odświeżone, więc współczesny miłośnik literatury będzie mógł cieszyć się tą historią jak nigdy przedtem. Wspaniały przekład wspaniałego dzieła. Okazuje się, że mimo swego sędziwego wieku Don Kichot to książka interesująca, wciągająca i pouczająca, a przede wszystkim śmieszna, jak informuje sam autor na kartach swojej powieści. Do tej pory trudno było tę śmieszność dostrzec. Dopiero teraz w pełni możemy docenić humor i doskonałe pióro wielkiego Hiszpana.

Bez wątpienia Don Kichot różni się od dzieł go poprzedzających i to on właśnie zbiera w sobie wszystkie istniejące wcześniej prądy, tworząc podwaliny pod naprawdę nowoczesną powieść. Don Kichot, jak każda wielka powieść nowoczesna, w odróżnieniu od swoich poprzedniczek, jest wielowymiarowy i polifoniczny, a uznawanie go – za samym Cervantesem – jedynie za satyrę na księgi rycerskie, która przypadkiem wymknęła się spod kontroli autorowi, nie do końca świadomemu tego, co napisał, jest nieporozumieniem. To prawda, że trudno się spodziewać, żeby Cervantes przewidział i przemyślał te dziesiątki interpretacji swego dzieła, które w ciągu czterystu lat zostały nam zaprezentowane przez krytyków. Nie sposób również zakładać, że jako człowiek pozbawiony wykształcenia, kierujący się jedynie instynktem wytrawnego, doświadczonego życiowo czytelnika, również instynktownie stworzył dzieło, o którego wielowymiarowości nie miał pojęcia. Zbyt jest doskonałe, by tak było. Prawda jak zwykle leży pewnie gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami – Wojciech Charchalis, ze wstępu tłumacza.

Organizatorami wydarzeń są Ambasada Hiszpanii w Polsce, Instytut Cervantesa w Krakowie oraz Dom Wydawniczy Rebis.

Lektura 'Zbrodni i kary’ Dostojewskiego rozbiła mnie na tysiące kawałeczków. Miałem wtedy 15 lat i już sporo pisałem – mówił wczoraj Paul Auster, jedna z gwiazd tegorocznego Festiwalu Conrada. W środę uczestniczyliśmy także w dyskusji pomiędzy Ingą Iwasiów a Januszem Głowackim, wernisażu wystawy KafKa w KomiKsie oraz premierze książki Michała Pawła Markowskiego.

Grzegorz Jankowicz, wprowadzając Paula Austera, wybitnego pisarza amerykańskiego, autora cieszących się popularnością książek i filmów na czele z Trylogią nowojorską i Dymem, powiedział o twórcy, że to człowiek, który przedstawia się jako: Amerykanin, Nowojorczyk, wędrowiec, mąż, ojciec, pisarz i awanturnik. Spotkanie jednak skupiło się przede wszystkim na kreatywnym wymiarze życia Austera.

Zebrani w nowo otwartym ICE Kraków Congress Centre mogli dowiedzieć się, że pisanie jest najlepszą rzeczą, którą mógł sobie wyobrazić Auster. I że zajmował się tym od wczesnej młodości, bo sprawiało mu to największą frajdę. – Na początku słyszysz w głowie jakieś brzęczenie. Z tego dźwięku rodzi się pewien rytm i tak powstaje muzyka książki. Ten proces trwa czasem tygodniami, czasem miesiącami, a nawet latami – wyjaśniał pisarz.

Paul Auster potwierdził, że jest coś bardzo fizycznego w samym akcie pisania. – Czuję, że pisanie jest czymś koniecznym, a intensywność tego działania słychać, kiedy przepisuję teksty na maszynie. Autor w pracy – jako swój pierwszy czytelnik – bywa też okrutny. Dokonuje wielu skreśleń i poprawek.

Na spotkaniu część rozmowy poszła w pewnym momencie w kierunku filozoficzno-egzystencjalnej tematyki: samotności czy przeznaczenia. Auster wyznał też miłość do języka angielskiego oraz przypomniał, że nawet gdy się pisze o codzienności, dotyka się spraw społecznych. – Na pewnym poziomie wszystko jest polityczne – powiedział.

Na spotkaniu można było usłyszeć także fragment lektury Austera w oryginale (czytał sam autor) i polskim przekładzie, który zaprezentował tajemniczy gość-niespodzianka, czyli Marek Kondrat.

Późnym wieczorem w Pałacu Pod Baranami odbył się ciekawy eksperyment, czyli dialog Ingi Iwasiów z Januszem Głowackim. Twórcy – siedzący w literackich światach na ogół dość daleko od siebie – tym razem mieli okazję skonfrontować wiele spraw i tematów. Było więc sporo o kobiecości, Nowym Jorku i sztuce.

Kosiński od razu wszystko wkładał do książek. Ludzie w pewnym momencie po prostu go unikali – mówił Głowacki, przypominając, że w Los Angeles – ale i pewnie w wielu innych miejscach na świecie – jest taka knajpka, gdzie spotykają się pisarze, scenarzyści i reżyserzy. I że tam zawsze odbywa się polowanie na ciekawe i niesamowite historie, które potem można wrzucić w swoją twórczość.

Wśród wielu wątków poruszanych znalazł się też i alkohol. Autorzy otwarcie mówili nie tylko o dobrych i niedobrych realizacjach tego tematu w literaturze i filmie (Iwasiów podobał się Pod Mocnym Aniołem na podstawie powieści Jerzego Pilcha w reżyserii Wojtka Smarzowskiego; Głowacki z kolei polecał Korkociąg MarkaPiwowskiego), ale także i o swoich doświadczeniach.

Wcześniej na Festiwalu odbył się wernisaż wystawy K: KafKa w KomiKsie, która prezentuje rysunki i obiekty powstałe w nawiązaniu do książki i biografii autora Procesu. Warto tu przypomnieć, że w tym roku przypada 90. rocznica śmierci pisarza. Prace Kafkowskie można oglądać do 13 listopada w Artetece Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie.

Wśród kilku nowości książkowych, które pojawiły się na Festiwalu, znaleźć można było także Dzień na ziemi. Prozę podróżną Michała Pawła Markowskiego. Tom łączy w sobie elementy z powieści, fragmenty z podróży oraz fotografie. Ważnym wymiarem tej opowieści są zmysły i namysły, a rozmowę na ten temat z autorem przeprowadził wczoraj Marek Bieńczyk.

Dziś na Festiwalu Conrada czeka nas spotkanie z Etgarem Keretem, a także rozmową z Mirceą Cartarescu, pojedynek Polska-Węgry (uczestniczyć w nim będą Victor Horvath i Krzysztof Varga), ale przede wszystkim wieczór z Borisem Akuninem.

Festiwal Conrada to wspólne przedsięwzięcie Miasta Kraków, Krakowskiego Biura Festiwalowego i Fundacji Tygodnika Powszechnego. Program Festiwalu znajdziecie Państwo tutaj.

Miałem już 35 lat, gdy zostałem reporterem – przypomniał Jacek Hugo-Bader i dodał: ale nie zmarnowałem życia wcześniej. Czegoś się nauczyłem. Rozmowa z dziennikarzem, a także rozważania o polityce, przekładach literatury skandynawskiej, a także historie wokół realizacji filmowej Paula Austera złożyły się na festiwalowy wtorek.

Jacek Hugo-Bader jest czołowym polskim reportażystą, autorem takich książkę jak Biała gorączka czy Dzienniki kołymskie. Wczoraj spotkał się z czytelnikami i opowiedział o swojej głośnej książce Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak. Reporter opisuje tam kulisy wyprawy wysokogórskiej, której celem było odnalezienie i pochowanie ciał tragicznie zmarłych.

Ty pojechałeś w te góry dla tematu czy dla siebie? – pytał Hugo-Badera prowadzący spotkanie Michał Olszewski. Dla tematu – odpowiadał reporter, po czym uściślał: Moje życie prywatne niewiarygodnie splata się z tym zawodowym.

Hugo-Bader stwierdził, że nikt nigdy nie napisał obiektywnego reportażu. I że jest to właściwie niemożliwe. Reportaż to subiektywny przekład rzeczywistości – powiedział autor.

Niemal równolegle do spotkania z Hugo-Baderem w innej sali Pałacu Pod Baranami odbywała się dyskusja na temat literatury skandynawskiej. Wzięli w niej udział Anna Topczewska, Katarzyna Tubylewicz, a prowadził ją Jan Balbierz.

Polityka zdominowała rozmowę z Rają Shehadehem, aktywistą, działaczem na rzecz praw człowieka na Bliskim Wschodzie. Shehadeh, który założył organizację Al-Haq (Prawda), opowiadał o sytuacji w Palestynie.

Nie jestem pisarzem politycznym – deklarował Shehadeh. Moje wędrówki są polityczne. Podobnie geografia i krajobraz. W mojej książce 'Palestyńskie wędrówki’ piszę o zniszczonej ziemi, a jestem politycznym pisarzem także dlatego, że nie akceptuję tego, co jest łatwo akceptowalne.

Shehadeh przyznał, że po wybuchu konfliktu na Bliskim Wschodzie poczuł się zagubiony. Pisał, by zwalczyć natrętne myśli. Dzięki temu mógł pójść dalej. Niezbyt łatwo się ze mną żyje – powiedział.

Późnym wieczorem w Kinie Pod Baranami nastąpiła kolejna odsłona pasma filmowego. W tym roku na festiwalu oglądamy dzieła Paula Austera – a wydarzenie jest to tym cenniejsze, że wprowadzenia do obrazów dokonuje sam autor.

Tytuł wczorajszego filmu – Blue in the Face (w wersji polskiej: Brooklyn Boogie) – odnosi się do sytuacji, w której mówimy o czymś przez dłuższy czas, aż twarz staje się błękitna, a nasz interlokutor przestaje nas rozumieć. Auster wyjaśniał znaczenie tytułu, zwracając uwagę jednocześnie na aktorów pojawiających się na ekranie: Jima Jarmuscha, Lou Reeda, Madonnę czy Roseanne Barr.

Auster przyznał, że film był kręcony w bardzo trudnych warunkach – właściwie na szybko, ale realizacja całości okazała się niezwykłą przygodą. Czasem myślę, że były to żenujące wygłupy nastolatków, ale jeszcze częściej po prostu przypominam sobie, że się świetnie bawiłem – mówił Auster.

Kolejny dzień festiwalowy, środa, to wernisaż wystawy KafKa w KomiKsie, spotkanie z Michałem Pawłem Markowskim, który opublikował właśnie nową książkę Dzień na ziemi. Proza podróżna, a przede wszystkim wieczór autorski Paula Austera w Centrum Kongresowym ICE Kraków.

Wpisz szukaną frazę: