Malwina Mus: Księgarnia Pod Globusem prowadzi sprzedaż wysyłkową. Dlaczego jednak lepiej przyjść do niej osobiście? Zachęcacie państwo do tego, dbacie o detale, celebrujecie sam proces nabywania, a raczej: obcowania z książką.
Adam Strzeboński: Może dlatego, że lubimy ludzi. Po prostu. Lubimy ludzi i lubimy z ludźmi pogadać, czasem nawet nie zgodzić się lub posprzeczać. To niezbyt częste w dzisiejszych czasach.
M.M: Na stronie internetowej księgarni znajduje się ujmująca informacja, że obsługa zarówno doradza, jak i odradza…
A.S: Staramy się być uczciwi. Jeżeli czegoś nie czytaliśmy, to nie udajemy przed klientem, że jest inaczej. Polecamy to, co lubimy, a każdy z nas lubi nieco inne rzeczy. Jeśli nie zgadzamy się ze sobą, to czasem kłócimy się przy kliencie, który musi wtedy zdecydować, kto z nas jest bardziej przekonujący.
Paulina Bandura: Zasada jest prosta. Jeżeli źle doradzimy klientowi, to on już do nas nie wróci. Albo wróci rozgoryczony, bo na wakacje dostał filozoficzny traktat, który go zdołował, zamiast lektury która by go zrelaksowała. I koniec, przyjdzie, rzuci książką i powie: „Ja tu nie wrócę, bo nie znacie się na książkach, które polecacie”.
Zośka Papużanka: Powiem jako osoba korzystająca i zaprzyjaźniona, że przychodzę tu właśnie dlatego, że czuję się lubiana. Wiem, że mogę tu jasno wyrazić swoją opinię i nikt mnie z tego powodu nie skrytykuje. Cieszy mnie też możliwość poznania poglądów innych ludzi na temat zawsze dla mnie istotny, jakim jest literatura. Poza tym Księgarnia Pod Globusem zaspokaja moją wewnętrzną potrzebę kameralnych sklepów, nie tylko księgarni. Lubię malutkie budki z warzywami, gdzie wchodzę i pani mówi: Dzień dobry, pani Zosiu. Te pomidorki, co zawsze?. A ja jej na to: A czy pani nie wie może, czy ja mam ziemniaki w domu?. Na co ona odpowiada: Ma pani, bo pani wczoraj kupowała dwa kilo (śmiech). I tak samo jest tutaj. Nie lubię anonimowości w sklepie. Niezależnie od tego, czy kupuję sukienkę, czy książkę, czy pomidory – lubię pogadać, lubię wyrazić swoją opinię i lubię, gdy osoba, z którą rozmawiam, też nie chce być anonimowa. A przy książkach można gadać godzinami!
A.S: Ja lubię sobie pogadać z klientami, choć zawsze jest ryzyko, że źle kogoś wyczujemy. Kiedyś powiedziałem do pewnej pani: Widzę, że pani jest z gatunku tych konkretnych klientów! W odpowiedzi usłyszałem: A pan – niekompetentnych sprzedawców. Nie nadawaliśmy na tych samych falach. Podkreślę: nie rzucamy się na każdego z formułką: „W czym mogę pomóc?”, ale jeżeli klient wejdzie i rozgląda się bezradnie, to widać, że potrzebuje porady. Natomiast są tacy, którzy wolą samodzielnie poprzeglądać każdy regał. I szanujemy to.
M.M: Pani Zośka wspomniała, że chce w Księgarni porozmawiać z osobą, której zdanie jest dla niej istotne. Podejrzewam, że pracownicy takiej obsługi muszą być wybierani bardzo uważnie. Jakie kryteria spełniają członkowie waszej załogi?
A.S: Rekrutacja do Księgarni Pod Globusem nie składa się z kilkunastu etapów, zwykle zaczyna się i kończy na mnie (śmiech). Mówiąc szczerze, najważniejsze jest dla nas to, by człowiek był komunikatywny. Jeżeli kandydat łapie kontakt z ludźmi i widać u niego jakąś iskrę w oku – a znalezienie takiej osoby wcale nie jest teraz takie proste – to nawet, jeśli do tej pory czytał niewiele, pracując u nas zacznie czytać. Już my mu podsuniemy takie książki, że zaraz złapie bakcyla. Najważniejsze są więc chęć do pracy i otwartość na ludzi.
M.M: Rozumiem, że warunki te spełnia Zośka Papużanka, która 23 kwietnia w ramach Światowego Dnia Książki wcieliła się w rolę księgarki. Jakie ma pani wspomnienia z przejścia na drugą stronę lady?
A.S: Zdecydowanie Zośka się nadaje!
Z.P: Kiedy skończyłam, Adam czekał już na mnie z gotową do podpisania umową (śmiech). Chyba się nadaję, bo lubię ludzi i lubię rozmawiać z nimi o książkach. I nie to jest dla mnie ważne, czy ktoś się ze mną zgadza. Ważne, żeby się czegoś od siebie wzajemnie dowiadywać. Interesuje mnie sam dialog.
M.M: W jakich okolicznościach zaprzyjaźniła się pani z Księgarnią Pod Globusem?
Z.P: Jakiś czas temu mój mąż szukał książki trudno dostępnej w Krakowie. I to była jedyna księgarnia, w której zaoferowano mu pomoc w postaci zamówienia i sprowadzenia tej publikacji. To nas rzeczywiście ujęło. Nikt nam nie robił łaski i nikt nie rozkładał rąk. To jest też takie bliskie miejsce, człowiek zawsze kręci się w tych okolicach. Od tego czasu, jeśli chcemy zamówić jakąś książkę, robimy to zawsze w Księgarni Pod Globusem. Już tak się nauczyliśmy. Jak człowiek raz trafi do dobrego lekarza, który pomoże i wyleczy, to już nie szuka innego.
M.M: Czy można mówić o tym, że bywalcy Księgarni Pod Globusem tworzą jakąś wyjątkową grupę klientów, o szczególnych oczekiwaniach, preferencjach itd.?
A.S: Szczególne oczekiwania może mają, owszem. Ale nie uważam, że to jest jakaś zwarta grupa. Przychodzą do nas bardzo różni ludzie.
Z.P: Działałam tutaj w charakterze sprzedawcy przez godzinę. W tym czasie przyszła pani po książkę religijną; dziewczynka, z którą bardzo poważnie dyskutowałam na temat literatury dla młodzieży; pan szukający książki historycznej; nauczyciel, który kupował książki dla swoich uczniów – zdawali maturę i kupował im Orhana Pamuka. Ktoś pytał o Grudzińskiego, pewna pani bardzo chciała kupić książkę Anny Janko. No i było jeszcze kilku klientów, którzy chcieli się zorientować, co słychać w najnowszej literaturze polskiej i zagranicznej. Przekrój niesamowity! Gdy okazało się, że nie ma Anny Janko, Adam chwycił za telefon i zadzwonił do trzech różnych księgarni, żeby tę książkę ściągnąć – zrobiło to na mnie spore wrażenie. Przyszedł również miejscowy wariat. Bardzo lubię wariatów, ale ten akurat był trochę niebezpieczny, bo agresywny. Miał pretensje, że mu się tu coś wciska, a tak w ogóle, to „co to są niby za książki” i „za komuny to było inaczej”…
M.M: Przysłuchując się państwa opowieściom, można stwierdzić, że z jednej strony, zgoda, przekrój jest duży, ale z drugiej strony – okazuje się, że przychodzą tu osoby charakterne, zdecydowane, awanturnicy. Może jednak jest to specyficzna grupa klientów, która szuka tu dla siebie miejsca, bo stwarzacie możliwość rozmowy, konfrontacji, jakiej nie znajdują w księgarniach sieciowych?
A.S: Owszem, zdarzają się takie historie, ale nie jest to dla nas chleb powszedni. Zazwyczaj jednak praca księgarza nie jest aż tak ekscytująca i niebezpieczna, jak to przedstawiła Zośka (śmiech). Ale trzeba przyznać, że księgarnia przyciąga ciekawych ludzi. Tych szczególnie dziwnych przychodzi naprawdę dużo, a po pełni księżyca, jak już zaobserwowaliśmy, jeszcze więcej (śmiech).
P.B: Przychodzą zarówno dziwacy w negatywnym, jak i pozytywnym tego słowa znaczeniu. Są klienci, którzy przychodzą tu tak często, że wiemy wszystko o ich rodzinach, stanie zdrowia…
Z.P: Przy okazji zakupu książek wypływają na wierzch historie ludzkie. Ludzie mówią: „Poproszę tę książkę, bo wie pani, moja siostrzenica przyjeżdża teraz ze Stanów…”. I cała historia się rozwija.
M.M: Czy zdarzają się zaskakujące sytuacje wynikające ze zbyt swobodnego zachowania takich stałych klientów?
A.S: Często odwiedza nas pan, który siada na kanapie i – udając że czyta – zapada w drzemkę. Chyba jeszcze nigdy nic nie kupił, ale przychodzi sobie przejrzeć książki i się przespać. Przychodzą panowie z tekstem: „Szukam żony” i tu następuje konsternacja wśród pań z obsługi. Zwykle okazuje się, że panowie szukają po prostu swoich żon, które błąkają się po księgarni. Jednego razu przyszedł pan, doszedł do połowy pomieszczenia, przez dłuższą chwilę dość krytycznie rozglądał się na boki, po czym wykrzyknął: „Aaa, księgarnia!”. I wyszedł (śmiech). No i przy tym pytaniu możemy powiedzieć głośno: nie sprzedajemy biletów autobusowych, papieru toaletowego i papierosów, a informacją turystyczną jesteśmy przy okazji (śmiech).
M.M: Na ile lokalizacja ma wpływ na charakter tego miejsca? Przypomnijmy, że siedziba księgarni znajduje się na parterze słynnego Domu pod Globusem przy ulicy Długiej 1, usytuowanego na średniowiecznej granicy między miastem a Kleparzem. Jest to zarazem budynek bardzo silnie związany z literaturą, ze względu na działające w nim od lat 70. Wydawnictwo Literackie. Zastanawiam się, czy Księgarnia Pod Globusem wpisuje się w to dziedzictwo, czy też jest autonomiczną instytucją, która mogłaby powstać w jakimkolwiek innym miejscu w Polsce lub w Krakowie.
A.S: Księgarnia Pod Globusem nie mogłaby istnieć nigdzie indziej. Jest tu, w tej części miasta, w tej dzielnicy, w tym budynku, blisko dogodnego punktu przesiadkowego, blisko Kleparza, Uniwersytetu Jagiellońskiego – to wszystko tworzy klimat i moim zdaniem nie dałoby się tej formuły powielić w innym miejscu. No i nie zapominajmy, gdzie jesteśmy – w budynku Wydawnictwa Literackiego, które (jak żaden inny właściciel) rozumie, z czym boryka się rynek książki. Tu musi być księgarnia, to dla niej idealne miejsce. Naszym zadaniem jest tylko ciężko pracować, bo klimat musimy stworzyć sami.
M.M: Księgarnia Pod Globusem to bardziej sklep z książkami czy dom kultury?
A.S: Dla mnie wiodącą działalnością jest jednak, powiem wprost, sprzedaż książek. Ale chce się nam też robić inne rzeczy, chcemy się w pracy dobrze bawić. Lubimy, kiedy coś się dzieje.
M.M: Zatem organizowane tu wydarzenia kulturalne to element strategii promocyjnej? Czy może wyraz jakiejś – zabrzmi dumnie, ale jednak – misji?
P.B: Misja to rzeczywiście zbyt duże słowo.
A.S: Ale trochę jesteśmy misjonarzami. Chcemy wychowywać młode pokolenie, żeby czytało książki, a więc zarazem: żebyśmy mogli dzięki temu dłużej istnieć. Robimy warsztaty dla dzieci, aby pokazać najmłodszym, że poza tabletem są jeszcze książki, i że czytanie to świetna zabawa. Bo ta praktyka naprawdę odchodzi do lamusa. Jesteśmy jednym z ostatnich miejsc w Krakowie, gdzie można przyjść i dotknąć książek (śmiech).
P.B: Taka działalność daje też dużą satysfakcję. Rodzice przyprowadzają do nas dzieci, na przykład na warsztat dotyczący sadzenia ogródków ziołowych. Dzięki temu młodzi ludzie trafiają do księgarni. Są zaskoczeni i zaintrygowani tym, że jest tu tyle książek. To rodzi naturalną potrzebę, by dowiedzieć się czegoś więcej. Gdy dzieciom nudzi się wspólne czytanie i zabawa w grupie, rozchodzą się po księgarni, sięgają po książki, zaczynają czytać samodzielnie lub czytają im rodzice. Wytworzyła się taka mała społeczność czytajacych. Z kolei spotkania autorskie są oczywiście elementem promocji księgarni i kampanii sprzedażowej książki. Jeśli jednak przed takim spotkaniem przed księgarnią ustawia się kolejka – a kolejka przed ksiegarnią to rzadkość, to znaczy, że ludzie chcą tutaj przychodzić, chcą dotknąć i zobaczyć prawdziwego pisarza. Dzięki temu wiemy, że to, co robimy, ma sens.
M.M: Nie tylko promujecie i sprzedajecie książki, ale także wydajecie materiały odpowiadające na konkretne zapotrzebowanie. Myślę tu o kolorowance Skąd się bierze książka. Czy to jednorazowa akcja łatająca lukę, jaką zaobserwowaliście na rynku, czy może macie w planach kolejne wydawnictwa?
P.B: Kolorowanka jest efektem prowadzonych przez nas warsztatów pod tym samym tytułem. Kilkanaście miesięcy temu zadzwoniła do nas pewna nauczycielka i powiedziała, że z jej rozmów z uczniami wynika, że dzieci są zainteresowane procesem powstawania książki. Zapytała nas, czy prowadzimy tego typu zajęcia. Szybko zebrałam materiały i stworzyłam szkic warsztatów. W sieci brakowało jednak dobrych, ciekawych pomocy dydaktycznych. Irytowało mnie, że nie mogę zaproponować dzieciom fajnego urozmaicenia zajęć.
A.S: Zadzwoniliśmy do naszej znajomej graficzki, Karoliny Kocoń, z prośbą o narysowanie kolorowanki prezentującej proces wydawania książki. Wydrukowaliśmy – i już.
P.B: Duże kolorowanki są bardzo modne i stanowią dość długofalowe rozwiązanie. Ich forma sprawia, że po pokolorowaniu można je wstawić w antyramę i powiesić na ścianie jako dekorację, a zarazem materiał edukacyjny. Dziecko będzie sobie mogło przypominać, że książka przechodzi konkretną drogę, od pomysłu do sprzedaży.
MM: Z tego wynika, że jesteście instytucją bardzo otwartą na zewnętrzne inicjatywy.
P.B: Tak, jeśli ktoś zgłosi się do nas z inicjatywą, którą uznamy za wartą realizacji, pomożemy, wykorzystamy swoje zasoby, staniemy na głowie, żeby się udało. A jeśli w sprawę zaangażowane będą dzieciaki, to już w ogóle super.
M.M: W bieżącym roku Księgarnia Pod Globusem obchodzi jubileusz działalności. Które to już urodziny?
A.S: Z ustaleniem daty początkowej jest spory problem, bo w tym budynku działały różne księgarnie. Z zewnątrz wydaje się, że od lat nic się nie zmienia, ale tak naprawdę właściciel zmieniał się kilkakrotnie. Z pewnością księgarnia istniała w tym miejscu w latach 90., ale niektórzy klienci mówią, że kupowali tu książki już dwie dekady wcześniej. Trudno nam powiedzieć, czy sklep znajdował się wówczas dokładnie tu, gdzie teraz siedzimy, czy może jedynie w tym budynku, ale kilka lokali dalej. W każdym razie, to miejsce z tradycjami.
P.B: Kiedyś istniał tu sławny skład papierniczy Aleksandrowiczów, dlatego też często klienci pytają nas o artykuły papiernicze.
M.M: Kiedy zatem rozpoczęła się działalność instytucji, która obecnie ma tu swoją siedzibę?
A.S: Przejęliśmy lokal w 2009 roku, odświeżyliśmy go pod okiem profesora Romualda Loeglera. Otwarcie nastąpiło w listopadzie 2010 r., czyli w tym roku świętujemy piąte urodziny. Stworzyliśmy nowe oświetlenie, bo nie chcieliśmy – proszę nam wybaczyć – żeby księgarnia była „krakowska”, to znaczy, żeby było w niej ciemno i ponuro. Chcieliśmy, żeby było jasno, żeby ze środka biło światło na zewnątrz.
Fot. Kamila Zarembska