fbpx

Wpatrując się w ciemności w filmowy portret Ryszarda Krynickiego, zbieraliśmy refleksje po kolejnej dawce festiwalowych wrażeń. Sam poeta mówi, że jest perypatetykiem – żeby pisać, musi chodzić, a film jest o drodze, którą przebył. Ten dzień upłynął pod znakiem poezji. Mniej było rozmów na tematy społeczne i polityczne. Słuchaliśmy muzyki, wierszy i patrzyliśmy na twórców.

„Będę czytał po arabsku, bo mam ochotę czytać po arabsku” – stwierdził Ashur Etwebi z uśmiechem, kiedy rozminęli się z prowadzącym spotkanie Krzysztofem Siwczykiem co do wyboru wiersza. Tym razem chodziło przede wszystkim o melodię języka. Tą rozkoszowaliśmy się również, kiedy na miejscu Etwebiego stanęła Olga Siedakowa. Wyprostowana, delikatnie uśmiechnięta, patrząc lekko ponad głowy publiczności lub mrużąc oczy, w języku rosyjskim recytowała swoje utwory niemal zupełnie z pamięci. Siedakowa pozwoliła mówić przede wszystkim poezji. A poprzez poezję również poetom – jako mistrzów przywołała m.in. Dantego, Rilkego i Chlebnikowa. Chwilę później, podczas kolejnego spotkania, Julia Szychowiak w swoim wierszu zadawała pytanie: „Kim piszę, kim będę to czytać?”

Krzysztof Siwczyk z Ashurem Etwebim poszukiwali łączącej ich tradycji poetyckiej oraz zastanawiali się nad tym, co jest napędem wiersza – sensualność i ekstatyczne doświadczenie świata, a  może napięcie między konkretem a tradycją? Od rozmowy o tym, co dzieje się na styku polityki i ludzkiego losu nie dało się jednak uciec. Etwebi opowiadał o doświadczeniu emigracji. Po wybuchu Arabskiej Wiosny (którą, odwołując się do angielskiego słowa „spring”, wolałby nazywać raczej „arabską sprężyną”) musiał opuścić Libię i wyjechać do Norwegii. Emigranci to ludzie wyczerpani, wypełnieni pustką, często sprowadzani do roli numeru w aparacie administracyjnym – mówił. „Takiego losu nie życzyłbym nawet wrogowi i nigdy w życiu nie przypuszczałem, że mnie to spotka”.  Jednocześnie wspominał o ocalaniu tego, co dla niego najważniejsze – „Myślę i żyję w przyszłości”.

Niezwykły dialog między twórcami utrzymywał się na wielu poziomach w ciągu całego dnia. „Poeci nie stwarzają gorączki świata, ale ją mierzą” – stwierdził Wojciech Bonowicz, parafrazując słynne zdanie o filozofii podczas spotkania w kościele św. Marcina.

W tym samym czasie, kiedy w kościele św. Marcina czytano poezję, Pawilon Czapskiego powoli zamieniał się w letnie kino. Przestrzeń przed pawilonem wypełniły leżaki i krzesełka, niektóre jeszcze wilgotne od deszczu. Na jednym z nich w półmroku siedział Andrzej Wajda. Błysnął flesz – to nie burza, to tylko ktoś zrobił zdjęcie. Zaprezentowano film dokumentalny poświęcony Ryszardowi Krynickiemu „Nadal wracam”w reżyserii Adama Sikory. Obraz poruszający tym bardziej, że poeta, jak zdradził scenarzysta i gospodarz spotkania Andrzej Franaszek, wcale nie pragnął stawać przed kamerą. Podobno proponował, by zagrał go w filmie jakiś świetny aktor. „Nie lubię siebie z przodu. Z tyłu też nie.” – mówi w filmie, stojąc przez blokiem, w którym w Poznaniu mieszkał Stanisław Barańczak.

Obraz wyświetlano na fasadzie, na której widoczny był równocześnie przez cały czas podpis Józefa Czapskiego symbolicznego patrona miejsca. Dziś zapraszamy tu na kolejne spotkania z festiwalowymi gośćmi: Breytenem Breytenbachem, Stefanam Hertmansem i Adonisem, a także spotkanie poświęcone Zuzannie Ginczance. Przybywajcie!

Wpisz szukaną frazę: